piątek, 11 maja 2012

Rozdział 9


Stałem przed pałacową stajnią w okropnie złym humorze. Dopiero tydzień temu dowiedziałem się, że tradycją tutaj, jest organizowanie dwa razy do roku wielkiego polowania. I zgadnijcie kto się tym musiał zająć? Oczywiście, że moja skromna osoba. Te trzy leniwe baby nie przyłożyły do tego małego paluszka. Jedynym ich problemem było w co się ubiorą, aby zakasować inne im podobne jędze. Nienawidzę zabijania zwierząt, a teraz sam będę musiał w nim uczestniczyć. W dodatku słabo jeżdżę konno. Tak naprawdę to dopiero się uczę, ale sza, lepiej by nikt o tym nie wiedział. Dostałem nawet konia. Mój ukochany mąż zrobił mi taki prezent i miał przy tym bardzo podejrzaną minę. Coś się za tym kryje i pewnie wkrótce dowiem się co. To czarne bydlę jest wielkie, złośliwe i doskonale wie, że to on tu jest panem, a nie ja. Stoi właśnie przede mną i patrzy tymi swoimi wyłupiastymi oczami, szczerząc żółte zęby w przewrotnym końskim uśmiechu. Nie lubimy się od pierwszego wejrzenia. Ta bestia zrzuci mnie przy pierwszej okazji i znowu najem się wstydu. Zresztą co mi tam. I tak moja pozycja na dworze leży i kwiczy. Gorzej już chyba nie będzie. Wdrapałem się na siodło przy pomocy stajennego i podążyłem na główny plac gdzie zebrali się wszyscy myśliwi. Wszyscy wystrojeni jak na bal. Obwieszeni klejnotami jak choinki. Ciekawe jak oni zamierzają w tym wszystkim polować.
Oczywiście w centrum całego zamieszania siedział na pięknym siwym rumaku mój niepoprawny małżonek. Ubrany w popielaty, podkreślający kolor jego błękitnych oczu, obcisły strój myśliwski wyglądał niezwykle apetycznie. Jasne włosy miał upięte do tyłu elegancką srebrną zapinką. Większość obecnych dam i sporo mężczyzn wpatrywało się w niego jak w bóstwo. Zazgrzytałem zębami i ruszyłem w jego kierunku. Tłum niechętnie ustępował mi z drogi. Gdy tylko do niego podjechałem posłał mi szeroki łobuzerski uśmiech.
- Witaj Andre. Mamy piękny dzień, a ty od rana chodzisz taki naburmuszony. Rozchmurz się skarbie. Proponuję, abyś trzymał się mojego boku i nigdzie się nie oddalał. Nie chciałbym cię gdzieś zgubić. Ten las jest dość niebezpieczny.
- Nie rozumiem twojego entuzjazmu. Nie lubię polowań i nie mam zamiaru do niczego strzelać- warknąłem.
- Nie martw się to ja tu będę myśliwym, a ty wystarczy jak będziesz mi towarzyszył. Mam dzisiaj w planie złowić coś naprawdę wyjątkowego i płochliwego. Możemy więc ruszać- posłał mi zagadkowe spojrzenie spod długich rzęs.
Nie podoba mi się to. On coś znowu wymyślił. Nie mam zamiaru patrzeć jak morduje jakieś bezbronne stworzonko. Wkrótce wszyscy rozproszyli się między drzewami. Każdy ruszył w swoją stronę. Mieliśmy się spotkać po południu w leśniczówce. Tam miał zostać wybrany najlepszy strzelec. Ile to biednych zajączków będzie musiało dzisiaj zginąć by ci idioci mogli świętować. Ale wiem kto z pewnością nim nie zostanie. Nie mam zamiaru dopuścić, aby Karel upolował choć jednego zwierzaczka. Już moja w tym głowa. Wkrótce zostaliśmy sami. Kręciliśmy się po lesie szukając jakiegoś celu dla strzelby mojego mężulka. Za każdym razem jak on przymierzał się do strzału, ja kichałem lub tupałem i szczęśliwa zwierzyna umykała w przysłowiową siną dal. Myślałem, że cesarz będzie wściekły, ale on uśmiechnął się tylko rozbawiony moimi wysiłkami i skierował konia głębiej w puszczę.
-Uważaj malutki tutaj jest mnóstwo dziur. Możesz łatwo spaść z konia. Skoro nie pozwalasz mi postrzelać to zajmiemy się czymś o wiele ciekawszym. I może nawet uda mi się wytopić mojego płochliwego zwierzaczka- mężczyzna żwawo ruszył zarośniętą ścieżką.
- Nie możemy jechać na jakąś polanę i po prostu polenić się trochę. Potem pojedziemy na miejsce zbiórki.
-Właśnie taki jest plan. Tu niedaleko jest piękna łąka i małe źródełko. Tam się zatrzymamy- i ruszył gwałtownie do przodu. Nie chcąc się zgubić w tym przeklętym lesie pocwałowałem za nim. Przeceniłem jednak swoje możliwości jeździeckie. Koń potknął się o jakiś wystający korzeń, wierzgnął i wylądowałem z trzaskiem  łamanych gałęzi  na ziemi. Oczywiście paskudna bestia ani myślała na mnie poczekać. Zadarła dumnie ogon do góry i pogalopowała przed siebie zostawiając mnie na łasce cesarza. Ten słysząc za sobą łomot odwrócił się i zachichotał.
- No słoneczko jak tam twój śliczny tyłeczek? Bardzo się potłukłeś?- zapytał z fałszywą troską w głosie.
- Nic mi nie jest. Pójdę do zamku pieszo- odwróciłem się na pięcie i zacząłem maszerować z powrotem.
- Nie wygłupiaj się, wiesz jak to daleko. Wsiadaj na mojego konia. Odpoczniemy sobie na tej polance i pojedziemy do leśniczówki.
- Nie ma mowy, nie pojadę z tobą na jednym siodle. Jeszcze ci coś przyjdzie do głowy.
- Och, za kogo ty mnie masz?- prychnął oburzony.
- Za zboczeńca?
-Przysięgam, że nie dotknę cię bez twojego pozwolenia. Myślałem że jesteś odważniejszy. No już, nie daj się prosić-pochylił się i wyciągnął do mnie rękę. Nie uśmiechało mi się iść na nogach  do pałacu. Nie miałem więc wielkiego wyboru. A cesarz zachowywał się wyjątkowo poprawnie. I właśnie to powinno mi było dać do myślenia. Ująłem jego dłoń i zacząłem się wdrapywać na jego rumaka.
-Nie z tyłu, jeszcze cię zgubię. Siadaj z przodu- podciągnął mnie do góry i posadził przed sobą. Oparł mnie o swój muskularny tors i objął w pasie ramionami. Jego uda obejmowały moje. Poczułem się nieco zagrożony. Zacząłem się więc kręcić usiłując zrobić sobie więcej miejsca. Skutek tego był taki, że ocierając się pupą o jego penisa postawiłem go w stan gotowości.
-Przepraszam- wyjąkałem zawstydzony swoją głupotą.
-Nic nie szkodzi, cała przyjemność po mojej stronie. Jeszcze nigdy nikt mnie nie molestował na koniu- roześmiał się Karel. Przesunąłem się zmieszany w siodle nie chcąc, aby nasze ciała się stykały. Teraz to on dotykał mnie. Rękawy jego kurtki przy każdym kroku konia pocierały moje sutki  i brzuch. Wcześniej rozpiąłem surdut, bo było mi gorąco, a jedwabna cienka koszula stanowiła marną osłonę. Czułem się jakbym był nagi. Do góry na dół, w przód i w tył. Każdy z tych ruchów stanowił dla mnie rozkoszną torturę. Cofnąłem się i poczułem jak coś twardego napiera przez spodnie na moje pośladki. Pisnąłem i zaczerwieniłem się nawet na szyi.
- Nie wierć się tak mój słodki, bo jeszcze mi spadniesz- rzucił podejrzanie niewinnym głosem cesarz- Lubię te twoje rozkoszne rumieńce. Zachowujesz się zupełnie jak porwana dziewica -drażnił się ze mną ten drań. Przyciągnął mnie bliżej do siebie.- Muszę cię mocniej chwycić. Nie mogę pozwolić, abyś zrobił sobie krzywdę.
- Nie ściskaj mnie tak, nie jestem twoim pluszowym misiem-powiedziałem dziwnie wysokim głosem.
- Skarbie, nie jesteś nim tylko dlatego, że mi na to nie pozwalasz. Jeśli chodzi o mnie mógłbym cię tulić i ściskać przez cały czas. Jesteś taki cieplutki i masz taką jedwabistą skórę- chuchnął mi  w kark swoim gorącym oddechem, a ja poczułem jak to ciepło wędruje w dół, aż do mojego coraz bardziej nabrzmiałego członka. Zesztywniałem zaskoczony własną reakcją. Mój boże, jak on to zauważy to już po mnie! Jak to się stało, że zwykła jazda na koniu przekształciła się w coś takiego. Zacisnąłem drżące coraz  bardziej ręce na siodle. Zamknąłem oczy. No Andre, oddychaj powoli i spokojnie. Musisz się zdystansować i odzyskać panowanie nad swoim zdradliwym ciałem.
- Coś ty dzisiaj taki cichy? Normalnie to buzia ci się nie zamyka. Źle się czujesz? –zapytał ociekającym  słodyczą głosem Karel.- Ten łajdak chyba dobrze się bawi moim kosztem. Nie pozwolę mu na to! Mam nadzieję tylko, że nie zauważył w jakim jestem stanie.
- Odczep się, chcę zejść na ziemię- wychrypiałem usiłując wyswobodzić się z jego przepastnych ramion.
-Poczekaj trochę zaraz będziemy na miejscu- przyciągnął cugle i jego lewa ręka znalazła się zbyt blisko mojego łaknącego dotyku podbrzusza. Jęknąłem. Głośno, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Złapałem jego dłoń swoją usiłując ją jakoś odsunąć na bezpieczną odległość. I naprawdę nie wiem jak to się stało, że pomyliłem kierunki i zamiast do góry przesunąłem ją na dół i zacisnąłem na moim prężącym się w oczekiwaniu penisie. Zamruczałem, z doznanej przyjemności.
- Czyżbym właśnie upolował coś bardzo nieśmiałego i słodkiego?- szepnął mi do uszka Karel.-Wygląda na to, że nie będzie to całkiem zmarnowany dzień. Może nie zostanę królem strzelców, ale trafiła mi się naprawdę wspaniała zwierzyna- roześmiał się mężczyzna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz